Nieuchronne najpierw się po prostu zdarza. Nieuchronne – bo nie mamy na nic wpływu, nic do powiedzenia. To jakby patrzeć na lecącą prosto na twój dom asteroidę i to lecącą tak szybko, że czasu i pojęcia nie wystarcza, żeby uświadomić sobie, że właśnie następuje koniec świata.
Dopiero potem powoli, powoli, możemy to „coś” oswajać, oglądać z różnych stron, obwąchiwać i nazywać na różne sposoby. Na przykład nazywać je projektem.
„Nieuchronne nam się zdarzy” jako projekt powstało w odpowiedzi na osobiste doświadczenie straty istoty najbliższej, dziecka. Zupełnie dużego, bardzo żywego, pachnącego, śmiejącego się po żołniersku, pełnego twórczej energii.
Działanie, które było tylko moje i dla mnie wypuściłam świat przekształcając je w projekt, ponieważ czuję, że za mało się mówi, tak codziennie, zwyczajnie, o doświadczeniu śmierci (i wszystkich innych doświadczeniach granicznych).
Śmierć – oj, nie lubimy tego słowa.
Jest szorstkie. Zgrzytliwe. Krótkie jest jak chwila między czymś, co było zawsze i co znaliśmy, a tym, co się nagle zjawia – zupełnie nowe i inne. Jak szybki wdech, po którym przychodzi długi, trwający miesiące i lata wydech… Za tym słowem wędruje nieprzyjemna, głucha cisza.
Śmierć mamy na wiele sposobów zrytualizowaną i sformalizowaną. W religii, w kulturze. I – w obecnych czasach – jest ona bardzo, bardzo odległa od naszej codzienności. Jesteśmy od niej oddzieleni, odgrodzeni. A przecież – poza narodzinami – jest jedynym co łączy wszystkie żyjące istoty. Nosimy ją w sobie.
Każde doświadczenie graniczne jest jednostkowe, osobnicze, intymne. Każdy sobie z nim inaczej radzi, inaczej się z nim mierzy. Zagadujemy je, zakrzykujemy, zapracowujemy, wypłakujemy, czasem zamiatamy pod dywan, zapijamy albo sama nie wiem co jeszcze… Tu nie ma lepiej ani gorzej. Tu istnieje tylko „po swojemu”. I wara komu od cudzego doświadczenia. Podobnie wara komukolwiek od czasu, który jest nam potrzebny na zaakceptowanie… nie, może raczej zintegrowanie śmierci. Rok i jeden dzień, jak mówią bajki i tradycja? Bzdura. Symbole mają moc, to prawda, ale bez przesady.
Z doświadczeniem straty też zawsze „coś” robimy. Na coś je przekuwamy – albo przynajmniej mamy taką możliwość. To może być smażenie rodzinie naleśników, szycie kołder dla uchodźców z Morii lub sprzątanie zapyziałej komórki. Ja piszę, gadam i gram. To mi pomaga.
Na tej stronie dzielę się swoim oswajaniem śmierci. Znajdziecie tu piosenki (wraz z tekstami), które powstały po śmierci mojej córki – Naomi. Znajdziecie tu również bajkę o nieuchronnym dla najmłodszych, „Tkaczkę Chmur” (w wersji do czytania i do słuchania). Z czasem pojawią się też piosenki i teksty moich Przyjaciół. I kto wie, co jeszcze…
Chociaż niektóre doświadczenia i emocje są wspólne nam wszystkim, ten projekt jest osobisty i nie staram się nawet udawać, że tak nie jest. Nie czujcie się tym skrępowani. Tak po prostu jest. Wszelkie próby „uniwersalizowania” jakoś mi nie wychodzą i już je zarzuciłam.
Wszystkim, którzy się mierzą z doświadczeniem śmierci polecam kontakt z Fundacją Nagle Sami oraz Instytutem Dobrej Śmierci (znajdziecie ich w zakładce WARTO ZAJRZEĆ).
„Nieuchronne” jako projekt zrealizowałam dzięki finansowemu wsparciu Miasta Stołecznego Warszawy, w ramach programu „Mobilni w Kulturze”.